niedziela, 12 lipca 2015

Niedzielne zakupy


Kolejna niedziela i jak to w niedzielę rano atakujemy ryneczek. Tym razem pogoda niespecjalnie dopisała ale nam deszcz nie straszny, zończyk w dłoń i na zakupy. Właściwie dzisiaj mieliśmy takie parcie na zakupy, że nie mogliśmy przestać. Najpierw rynek, później pojechaliśmy do nieznanej nam strefy Torżoka, która leży za nieczynnym wiaduktem i trzeba okrężną drogą jechać kilkanaście kilometrów. Opłacało się, odkryliśmy jak dotąd najlepszy sklep spożywczy. Jest także największy sklep z alkoholami. Jest także duży sklep z AGD, obuwniczy , ubraniowy, zabawkowy i co najważniejsze, sklep z sukniami ślubnymi a na dokładkę jako wisienka do tortu sklep z wyrobami ręcznie wyszywanymi złotą nitką.

Pisałem o tym wcześniej chyba, szkoła tu jest wyszywaczy ręcznych jedyna w Rosji.

Na ryneczku już nas poznają, obywatel Azerbejdżanu, specjalista od butów pamięta jaki Wojtek ma rozmiar. Dzisiaj Wojtek też kupił buty ale nie u swojego starego kumpla tylko w innym miejscu. Też od Azerbejdżanina ale ten sprzedaje zdecydowanie wyższej jakości obuwie. I stragan ma zbudowany profesjonalnie jak sklep obuwniczy a poza tym zgodnie z zasadą równowagi trzeba dać zarobić drugiemu a nie jednemu tylko. Nowe butki markowe, które przybyły do Rosji z Wietnamu były dzisiaj pierwszym zakupem. Później już było tylko lepiej, znaleźliśmy nowy kawior do testów, wygląda nieźle ale kosztuje podejrzanie mało. W alkoholowym nie mogliśmy się oprzeć stakańczykom z wódką, które idealnie nadają się na prezenty z Rosji. Chciałem koniecznie znaleźć coś dla Violi. Na ryneczku nic nie mogłem namierzyć, nic mi nie przychodziło do głowy a tu bęc! Mam, znalazłem odjazdowe buty w obuwniczym sklepie Rosyjskim ( zdjęcie poniżej ). No jak wyskoczy na miasto w tych butkach to z pewnością zrobi wrażenie, niech ma dziewczyna tą swoją chwilę chwały pomyślałem…no i generalnie nie drogo wyszło, czegóż można chcieć więcej ?….z szykiem i niedrogo.

Sobie tez coś kupiłem, gałstuk. Niezły, niezły,  kolor super i wyszywka złota, myślę że porazi oczy lepiej od Violi butów. Już sobie wyobrażam jak idziemy w piękny słoneczny dzień przez centrum naszego spektakularnego miasta. Ona w odjechanych butach a ja w krawacie wyszywanym złotem a wszyscy się lampią i zazdroszczą a my idziemy , idziemy …i idziemy
 
Ural, rocznik 1985, sprzedawca leśnych poziomek ma go od nowości i jeździ bez zarzutu
 
Cel naszej podróży zakupowej, może to nie galeria Alfa ale też jest fajnie
 
Bez komentarza, super , no nie ? No i cenę widać
 
Kolorek, złota niteczka, myślę, że szkoda tą niebieską metkę odrywać
 
Ręcznie wyszywane złotą nitką. Obraz marzenie nad łóżko każdej Babci.
 
Ten na górze to nowy kawiorek a po bokach stakańczyki z wódeczką.

Kotkowo


W domu mamy trzy koty, Violetta mogła by mieć 103  i z pewnością nic by jej to nie przeszkadzało. Trzy koty brudzą i niszczą wszystko trzy razy więcej niż jeden, trzy razy tez bardziej wali z kuwet no ale też jak sądzę przysparzają mojej żonie trzy razy więcej radości więc jeśli chce się być dobrym mężem trzeba to jakoś znosić bo przecież dla nas, idealnych mężów, radość naszych żon jest zdecydowanie najważniejsza.

Dlaczego to piszę? Otóż dlatego, że miejsce gdzie mieszkamy było by rajem dla Violetty. Gdzie nie odwrócimy głowy czai się jakiś kot. Czasami kilka, jak go właśnie nie widzę to czuję, na klatce schodowej na przykład, kiedy się wchodzi to wiadomo że koty są. Czasami kot stoi pod drzwiami a czasami nie stoi ale leży kocia kupa na znak, że tu stał ale mu się pewnie znudziło i nawalił dla potwierdzenia swojej wcześniejszej obecności. Zacząłem się nawet zastanawiać czy te koty nas nie śledzą, może Violetta jakimś tajemniczym sposobem nasłała te koty jako szpiegów. Właśnie tak, one są w zmowie z moją żoną, nie dość że śpią w moim łóżku w Polsce to łażą za mną krok w krok w Rosji. Obmyślam właśnie sposób jak sobie poradzić z tym problemem, rozmawiałem już z jednym bezdomnym psem pod sklepem żeby te koty jakoś postraszył ale na razie bez efektów, powiedział że pogada z kumplami bo sam nie da rady. No pewnie że nie da, koty to straszne cwaniaki. Trzeba uważać.

Poniżej kilka zdjęć na potwierdzenie moich słów




wtorek, 7 lipca 2015

Dywagacje na temat kawioru


Gdzie jak gdzie ale w Rosji kawior można jeść łyżką od zupy i zapijać szampanem albo jak kto woli wódką najlepiej Bieługą. Kosztuje złotówkę za kilogram i już nam obrzydł więc szukamy po sklepach pasztetowej żeby wreszcie zmienić smak na bardziej swojski….to taki żart, nawet trochę śmieszny.

Faktycznie kawior jest to dostępny w większości sklepów spożywczych w bardzo różnych cenach. Od naszych przyjaciół z Rosji dowiedzieliśmy się, że większość „gatunków” to nie kawior tylko jakiś twór z wodorostów. Postanowiliśmy jak zwykle przeprowadzić eksperyment. Dokonaliśmy zakupu sprawdzonego kawioru z łososia. Bardzo duże czerwone kuleczki, estetyczne,  o łagodnym smaku, lekko słone. Bukiet zdecydowanie rybny ale nie nachalny. Puszeczka 140 gramów z lodóweczki na kluczyk, trzeba poprosić strażniczkę o otwarcie, cena wysoka ponad 300 rubli, Warto, naprawdę jest świetny i niesie niepowtarzalne walory smakowe. Polecamy.

Kolejny zakup to cenowa strefa średnia, akurat była obniżka i można było nabyć puszeczkę za 129 rubli. Kawior z mintaja. Po otwarciu pierwsze zaskoczenie…białostocki pasztet drobiowy, zapach wprawdzie nie zwala z nóg ale jak ktoś ma dobrą wyobraźnie to niech pomyśli, że wchodzi do kuchni rano a w koszu na śmieci leżą nie umyte dwie nie dojedzone konserwy rybne z dnia wczorajszego. Smak, jak wygląd i zapach…mintaj zdechł przed pobraniem ikry. Badania naukowe mają to do siebie, że badający narażają się na ryzyko i tym razem też tak było. Kiedy testowaliśmy kawior z łososia chętnych do udziału w eksperymencie nie brakowało. Przy mintaju wypadło na Wojtka, loperamidu u nas dostatek, wciągnął Wojtek dwie kanapki i nawet się nie skrzywił. Ja nie jadłem, ktoś go przecież musi ratować w razie czego. Ogólnie opinia Wojtka nie była druzgocząca, wprawdzie nie umywa się ikra z mintaja do łososiowej ale za to cena niewielka. Można zjeść jak kto lubi ale smak i wygląd nie poprawię wyglądu świątecznego stołu. Nie polecamy.

Zastanawiam się czy powinniśmy testować dalej…są puszeczki i słoiczki poniżej 100 rubli. A jak wątroba nie wytrzyma, to co ?
Kawior z łososia, puszeczka.

Puszeczka kawioru z mintaja
Puszeczka mintaja po otwarciu...jakby troszkę pasztet przypomina

Kanapka z kawiorem z łososia


Kanapka z kawiorem z mintaja.
 

Lato, lato


Kolejna wizyta, lato, ciepło, zielono jeszcze. Droga przeleciała błyskawicznie, dwanaście godzin jak mrugnięcie okiem. No prawie jak mrugniecie. Lato nastraja optymistycznie, trochę dziur pozaklejali w drogach, jeździ się jakby lepiej a może po prostu się przyzwyczaiłem. Z negatywów podrożała benzyna, niewiele tym czasem ale podrożała. Jedzenie drogie niezmiennie, tylko papierosy w znośnej cenie. Marlboro po 6 zeta, no cóż mnie to już nie cieszy bo nie palę prawie od dwóch lat.

Nie wiem jak to będzie jak tu trafię zimą, już się boję cholerka, parę osób w historii poczuło trudy Rosyjskiej zimy, nie chciałbym przymarznąć do kaloryfera. Zimna nie lubię permanentnie a tu raczej duszno w zimie nie jest. Kiedy byłem w marcu Rosjanie twierdzili, że zimy nie było a śniegu przy drodze z pół metra jeszcze leżało. Myślę, że u nich „ nie ma zimy” to nasza ciężka zima z obfitymi opadami śniegu. Zacząłem już się rozglądać za jakimiś porządnymi walonkami, popatrzymy w sobotę na ryneczku. Może nasz kumpel z Azerbejdżanu sprzedający buty będzie coś miał spod lady dla stałych klientów. Jak coś trafimy…dam znać.

niedziela, 31 maja 2015

Torżok second entrance


Kiedy byliśmy zimą czy wczesną wiosną miasto nie wyglądało spektakularnie. Teraz jak pisałem zrobiło się w mieście zielono i jakby trochę weselej. Magiczny wpływ wiosny. Nie wiem czy o tym wspominałem wczesniej, Torżok był ulubionym miejscem wypoczynku Puszkina, musiało tu być kiedyś zajefajnie. Jak tak dokładnie się przyjrzałem…popatrzcie sami.








A tu taka fotka w niedzielę w pracy z kolegami, od lewej Marian, Stanisław, ja i informatyk
 

Miednoje


Między miastem Twer a miastem Torżok, gdzie mieszkamy jest mała wioska MIednoje. Każdy z nas zna historię zbrodni Katyńskiej, całe przedsięwzięcie eksterminacji Polaków, głównie żołnierzy ale też policjantów, czy pracowników służby więziennej czy kolei odbywało się w kilku miejscach. Nie będę więcej na ten temat pisał bo kto wie to wie jak nie wie to niech doczyta. Fakt jest taki, że w Miednoje są groby 6300 Polaków zamordowanych w 1940 roku. Nie tylko Polaków, także Rosjan. W latach 30 zamordowano i zakopano w ośrodku wypoczynkowym NKWD także 5000 Rosjan.

Poniżej kilka zdjęć z tego miejsca. Nic tu mądrego więcej nie napiszę. Pooglądajcie zdjęcia.








 

Niedziela


Zjawiła się u nas wolna niedziela i postanowiliśmy zażyć nieco atrakcji. Pierwszy krok to ryneczek, który mieliśmy namierzony już od marca. Trochę mżawka nas straszyła ale ciekawość wzięła górę i pojechaliśmy na zakupy ryneczkowe. Co tam dużo gadać, nie jest to bazar na Bema w Białymstoku ale jak to mówi klasyk : też jest fajnie. Rzeczy różne, konfekcja damska, męska, buty, zabawki, czerepachy żywe, psy koty i stoisko o znajomej nazwie AVON, w której wątpliwej jakości zapachy sprzedaje Pan najbardziej znudzony na tym bazarku.

Próbujemy, Wojtek atakuje obuwie sportowe. Diler od butów jest z Azerbejdżanu, przymiarka, negocjacje ostre, skitka jest,  pierwsza para już w torbie,  50 zł wydane, adidasy jak marzenie, druga para za pół ceny…poddajemy się. Nie jesteśmy przygotowani na przyjęcie takiej ilości towaru.  Obywatel Azerbejdżanu żegna nas po kumplowsku i lecimy dalej. Damska bielizna, sukienki…może kupić Violi ? Z Chin przywiozłem to ledwie wciągnęła na siebie, coś mi się wydaje, że tu z rozmiarami nie będzie problemu, biustonosze pancerne takie że spokojnie jako czapki możemy zakładać. Na razie poczekamy, wszak jeszcze czas , trzeba pomarudzić, może za tydzień zmiękną.

Pieski fantastyczne, kotki śliczne, bardzo miła młoda dziewczynka namawia mnie żebym wziął od niej małego szarego kotka. Oddaje go za darmo. Widać, że z ciężkim sercem bo przytula go z miłością i bawi się z nim cały czas. Tłumaczę, że nie przewiozę go przez granicę. Szkoda, szkoda, u nas w domu kotów jakby jest za mało zawsze. Z pewnością Viola by się ucieszyła z żywego kotka, może go w walizce jakoś przemycę jako czapkę na przykład ? Zobaczymy, jak będzie za tydzień to pomyślę.

Tym czasem wrzucamy, nowo zakupione Ray Bany na nos i lecimy dalej. Dzień ucieka a tu tyle jeszcze do obejrzenia.

Przymiarka

Twarde negocjacje

Finał

Co tu napisać ?

Opisywana dziewczynka z kotkiem

Coco Chanel, może się skusić, pomyślimy następnym razem

Jak pisałem, Ray Banki na nos i w drogę...

Zaraza


Przyjdzie umierać na obcej ziemi. Obudziłem się dzisiaj z rękami całymi w krostach. Lewa źle wygląda a prawa tragicznie, uczulenie jakieś? Każdy z kolegów ogląda zaniepokojony? Komary ? Raczej nie wygląda. Może woda? Woda pachnie tak jak w naszej poprzedniej rezydencji, nie za pięknie niestety ale tam nie chorowałem. Co do diabła, dwa dni w Rosji i taka zaraza ?

Każdy ma swoją teorię na ten temat. Coraz więcej osób zaczyna podpowiadać, że to pewnie pluskwy. Zaglądam do Pana Google i faktycznie może tak być. Pewnie śpię na gnieździe jadowitych Rosyjskich pluskw czy tam pluskiew, które ani chybi zeżrą mnie przez najbliższe dni i nic ze mnie nie zostanie. O naturo złośliwa nie zobaczę żony i dziecka i kraju swojego ..umieram.

Walka, trzeba walczyć do końca. Dostaję od Rosyjskich kolegów lekarstwa na alergię gdyby w razie to było uczulenie ale na co,  na wódkę ? Niemożliwe. Chociaż na wszelki wypadek nic nie jem przez cały dzień. Jak mi się polepszy to znaczy, że jedzenie ale jeśli będę tak sprawdzał długo to umrę z głodu i nie będę wiedział od czego uczulenie. Sprawa jest poważna i wymaga działań „specjalnych”.

Wieczorem z Adasiem przeprowadzamy polowanie na pluskwy. Podobno wyłażą nocą. Trzęsiemy materacem, latarki, detektory ruchu, podczerwień, ogień, toksyczne gazy…wszystko w gotowości. Nic nie ma. Krosty jak był tak są.

Na wszelki wypadek wybijamy co do jednego komary w pokoju bo naliczyliśmy ich tu sporo, chyba z pięć czy sześć wampirów czaiło się w zakamarkach naszego pokoiku.

Chyba jednak to komary, ugryzienia bledną, po wybiciu komarów nie zanotowałem przyrostu ilości ran. Kupiłem Fenistil i właściwie na dzisiaj to mogę powiedzieć, że  jest po sprawie…ale zagrożenie życia było i tego będę się trzymał do końca. Nie dałem się, koledzy pomogli jak to Andrzej Poniedzielski napisał? … nie to jeszcze nie koniec, jeszcze trochę pożyję, założę jeszcze niejedną czapkę, niejednym się płaszczem okryję

sobota, 30 maja 2015

Nowe, nowe, nowe



Postanowiłem nie pisać nic o pracy bo to temat dla większości nieciekawy a poza tym po co jakieś tam służby mają wiedzieć co robimy i jak daleko na tej wyboistej drodze zaszliśmy.

W Tarżoku też zielono, kiedy byłem tu ostatni raz kilka dni w kwietniu to jeszcze było bardziej zimowo niż wiosennie. Teraz wszystko wygląda dużo, lepiej. Zielony kolor poprawia zdecydowanie wygląd tego niestety aktualnie nie za pięknego miasteczka.

Nie mieszkamy już w willi tylko w czteropiętrowym bloku. Kolejna przygoda, dwa pokoje, kuchnia, łazienka, toaleta. Metrów może nie za dużo ale ma swoje plusy w stosunku do naszej poprzedniej rezydencji. Nie ma wilgoci, czyli zapach zdecydowanie lepszy. Jest ciepła woda po odkręceniu kranu, rewelacja. Chyba jest taniej. Minusy tez są, samochodu pod blokiem nie zostawimy więc trzeba jeździć taksówkami bo do pracy bardzo daleko, psa nie ma i nawet  niezwykle intensywny zapach kocich sików na klatce naszej sabaki nam nie zastąpi.  Poza tym ciaśniej trochę. Na ławce przed domem siedzi Babcia. Ostrzegła nas, że jakby w razie po 11 głośno było to ona wzywa milicję.

- A co było głośno? Zapytał Marian

 -  Nie było ale tak mówię jakby co. Odpowiedziała Babcia.

Sympatycznie nie było.
No i jakoś tak ..nawet żarówki za kratami.


U nas na klatce, żarówki za kratami
 


Dyżurna kwartira ..? Co to znaczy ?

J 23 znowu nadaje


Wszędzie generalnie jest zielono, ciepło nie jest, taki rok niestety ale zielono jak najbardziej. Jadę sobie  wczesnym rankiem po czterech godzinach postoju na wschodniej granicy w Bobrownikach przez zieloną Białoruś do Rosji. Wracamy do gry. Wojtek z Adasiem już kilka dni walczą na Rosyjskiej ziemi ze sprzętem a ja dzisiaj dojeżdżam zabierając po drodze nowego członka ekipy,  Mariana, który mieszka w Wołkowysku.

Wcześniej jeździliśmy przez Kuźnicę i nie stałem dłużej niż kilkanaście minut, teraz postanowiłem pojechać innym przejściem i klapa. Wszyscy stoją…to i ja stoję i tak 4 godziny. Podjeżdżam pod szlaban a tu urocza blondynka w zielonym mundurze pyta :

-Pan z Polskim paszportem ?

- tak, odpowiadam zgodnie z prawdą

- to dlaczego Pan stał ? Przecież Polacy bez kolejki

- a skąd do licha miałem wiedzieć ? Nigdzie nie napisane przecież ?

- ona na to - wszyscy wiedzą

Widać nie jestem wszyscy, nie wiedziałem ale wybaczyłem jej. Zniewoliła mnie uśmiechem, następnym razem będę szybki jak wiatr.

Zatem jadę, zmęczony bo nie spałem prawie wcale w nocy dzięki mojemu synowi, który poimprezował ostro i zaserwował mi podwyższenie poziomu adrenaliny co spowodowało permanentną bezsenność. W Wołkowysku czeka na mnie Marian, poznaję jego czarującą żonę i dalej w drogę. Całe szczęście Marian spał jak człowiek i siada za kierownicę, w półśnie dumam,  co to nas czeka tym razem w Rosji ?

środa, 8 kwietnia 2015

Wuj z Rosji przyjechał do Polski


Przyjechaliśmy do Polski bez niespodzianek. Ani Rosyjska policja ani Białoruska milicja nie zaburzyła naszej podróży. Sporo ich na drogach, zatrzymują samochody bez widocznej przyczyny. Ot tak do kontroli wyrywkowej. Jak jest tak dużo milicjantów to choćby  z nudów muszą coś robić. Stoi sobie taki wschodni kowboj w szerokim rozkroku i kręci pałeczką jak rewolwerem i trach, na kogo wypadnie na tego bęc. Poprzednim razem wypadło na mnie.

Milicjant mówi : Popatrz na ten znak, ma numer 158

Był to znak informujący, na którym kilometrze się znajdujemy.

Ja : widzę no ale co w związku z tym ?

Milicjant : na 121 kilometrze było można jechać 70 a ty jechałeś 120 km/h

Ja : nie możliwe, jechałem przepisowo cały czas …nie wiem ile jechałem na 121 ale on tez nie może wiedzieć

Milicjant : inspektor dzwonił, że jechałeś za szybko, pieniądze masz ?

Ja : nie mam pieniędzy

Milicjant : nie mów mi, że nie masz pieniędzy jak jedziesz takim samochodem  ( jechaliśmy samochodem Prezesa, Mercedesem S 500)

Ja : to nie mój samochód, ja tylko kieruję, masz nagranie albo zdjęcie z fotoradaru ?

Milicjant : nie mam zdjęcia ale mam Twoje dokumenty, jak się jedzie takim autem to się ma pieniądze J u nas 1 euro za 1 kilometr przekroczenia

Ja : u nas 0,5 euro za 1 kilometr

Milicjant : mnie się nie śpieszy, daj 30 i pojedziesz

Ja: ….dałem, pewnie mogłem dać 20 albo 10 ale dałem 30…i pojechałem dalej

Rosja nie chciała nas wypuścić bo pokryła wszystkie drogi lodem i gęstą mgłą ale nasza determinacja była silniejsza niźli te lodowe okowy i przedarliśmy się na zachód pomimo przeszkód pogodowych. Droga się dłuży ponieważ staramy się nie łamać przepisów. Trzeba poświęcić około 12-13 godzin na dojazd z Tarżoka do Sokółki. Granica bez większych problemów poza tym, że zimny pot mnie oblał kiedy spostrzegłem, że dokument na samochód ( tzw. Wriemiennyj wwoz ), który skrzętnie schowałem to wypisana błędnie nic niewarta kartka bez najważniejszej na świecie okrągłej pieczątki. Matko jedyna gdzie ja to schowałem ? Dwa samochody przede mną do budki a ja nie mam tej kartki bez której mnie nie wypuszczą, no samochodu nie wypuszczą. Gdzie, to może być ? Na synapsach miałem już takie iskrzenie ,że z wysuszonych trudami życia zwojów mózgowych wyskoczyła informacja z lokalizacją kartki. Wybuch endorfin…mam. Żyję. Kolejna fala potu, ta już z gatunku przyjemnych.

U nas działa to tak, w przeciwieństwie do strony Białoruskiej :  kiedy przekraczamy granicę z Polskiej strony daję paszport i dowód rejestracyjny samochodu po czym urzędnik wpisuje te dane w system i jedziemy dalej. Kiedy wracamy sytuacja jest identyczna. Podaję paszport i dowód rejestracyjny, urzędnik odnotowuje kiedy wjeżdżam do kraju i ten genialny system przechowuje informacje o tym, że wyjeżdżałem. Wszystko jasne. No cóż, Białorusini też mają taki system ale trzeba dodatkowo wypełnić dwie karteczki. Jedną emigracyjną ( paszport w systemie ) i drugą „ czasowy wwóz auta „ ( dowód rejestracyjny w systemie) w dwóch egzemplarzach. Te dwie karteczki trzeba mieć ze sobą przy wyjeździe, choć mają to w systemie…po co ? Po to żeby ich pilnować i nie daj Panie Boże zgubić bo wtedy lepiej rzucić się do najbliższej rzeki niż przyjechać na granicę bez nich. Sądzę, że te kartki to taka tajemnica jak przedzieranie paragonów w sklepach w Rosji…nie do rozwiązania.

Granica za nami, pogoda w Polsce w przedświąteczny piątek równie kiepska jak w Rosji…zima. No ale to dom, tu nam zima nie straszna  J

Przywitałem się z synem, przytuliłem Violę, poczułem się jak w niebie. Szczęśliwe powroty są cudowne, im dalej i dłużej tym są lepsze. Czasami myślę, że po to się wyjeżdża żeby przeżyć tą jedną chwilę spotkania bliskich po powrocie.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Most


Za udacziu trzeba pić, za szczęście a nie zdrowie. Jak nie masz szczęścia to wszystko może się zesrać. No tak, ale ze szczęściem też bywa różnie. Na przykład dzisiaj. Stanisław miał przyjechać później a były potrzebne kotwy do przymocowania części lasera więc postanowiłem sam skoczyć do sklepu i te drobiazgi kupić. Wczoraj byłem ze Stanisławem więc już wiedziałem gdzie. Idę.

W drodze do sklepu idzie się przez osiedle bloków czteropiętrowych. Drogi tu słabe a dzisiaj roztopy więc dziury wypełniły się wodą i błota wszędzie masa. Przed jednym blokiem powstała gigantyczna kałuża jak staw. Próbuję ją jakoś obejść a tu zatrzymuje mnie jakaś młoda dama z mikrofonem w ręku ??? Za nią stoi  delikwent z kamerą. No PKP , pięknie k…a pięknie, telewizja jakaś.

 Pyta : zdrastwujcie, szto dumajecie ob  Etoj sytuacji z mostom ? choroszo dla was ili niet ?

Z jakim kurna mostem ? Nie mam pojęcia o co kurna chodzi ? Z mostem ? No rzeka w Tarżoku jest ale chyba nie chcą mostu przez tą kałużę robić…wyschnie za kilka dni i nie będzie śladu. A co tam, coś trzeba odpowiedzieć bo pomyślą,  że idiota , walę : no dla mienia z mostom wsjo choroszo.

Ale uparta cholera dalej ciągnie : no da, choroszo szto jewo rasbierajut ?

A skąd ja mam kurna wiedzieć z jakim mostem i co z nim robią…spociłem się, walę dalej : da, dla mienia choroszo.

Ona pyta : odkuda wy ?  Ale bystrzacha, ledwo dukam po Rosyjski i dopiero teraz skumała, że ma gościa nie z Rosji.

 Odpowiadam zgodnie z prawdą : no ja z Polszy.

Zatkao kakao ? Tak , zdębiała dziewuszyna. Pyta : a szto wy diełajecie w Rossiji ?

A potrzebna mi kariera telewizyjna w przeddzień wyjazdu, trzeba wiać, odpowiadam : idu zdies, pokazuję kierunek ręką.

Dziewczyna próbuje jeszcze raz, choć widzę że i ona ma dość : da no ale szto w Rossiji diełajecie ?   w Tarżkie ?

No jednak nie ma wyjścia, granie idioty zawsze skutkuje, odpowiadam ponownie : idu zdies, pokazuję kierunek ręką po raz kolejny .

Dała spokój :  spasiba wam balszoje

Dałem dyla środkiem kałuży.

Wydawało by się, że to koniec zajebistego szczęścia na dziś, otóż nie. Wchodzę do sklepu , wybieram te cholerna kotwy, idę do kasy a tam kobieta mówi : podpiszycie malczik , coś tam coś tam i pokazuje kilkustronicowy dokument po rosyjsku. No rzesz kurwa mać co znowu ?  Jakąś kurwa umowę na cztery kotwy mam podpisać , już nie wiem, nerw mnie chwycił, myślę rzucam te kotwy i wieję ale wsłuchałem się jeszcze raz w to co mówi kobieta : podpiszycie malczik etu pietycju , malczik powiadasz ? no dobra, za tego malczika to popróbuję się dowiedzieć o co chodzi.

Ja : Posłuszajcie, ja z Polszy, płocho gawarju po Ruski, szto mnie nada ?

Kasjerka : Podpiszycie pietycji szto by nie rosbierali etowo mosta

Podpisałem tą petycję. Tylko za tego malczika. A most to jak się później domyśliłem to wiadukt, i nie wiem czy go rozbierają czy go stawiają. Nie wiem ale jak widzicie brałem w tym przedsięwzięciu czynny udział.

Kiedy wracałem przez osiedle zauważyłem wielkiego bezdomnego psa. Ominąłem go wielkim łukiem, taki dzień że pewnie by mnie pogryzł.

Czysta siła ...


Przytrzymaj tą dziesięciotonową prasę chwilkę…nie ma sprawy jedną ręką, pies się rzuca kto przytrzyma furtkę…spokojnie ja go przytrzymam. Nie damy mu słoika do odkręcenia…z pewnością by połamał. Sama czysta siła i…? I gołębie serce, żebyście go usłyszeli jak zaczyna opowiadać o żonie i wnuczkach, ile w tym serca i uczucia…to nie może być ten sam facet…to nie możliwe. Taki jest Grzegorz. Po pracy biega co chwilę porozmawiać z żoną, taki z niego twardziel, taki …miękki twardziel J

Nie wiem jak ma na imię żona Grzegorza, posłuchaj żono Grzegorza, pracowałem z różnymi ludźmi, pojadę z nim wszędzie, bez wahania, kagda i wsjegda  J  

No przewróci i połamie cholera

Jak długo wytrzymamy bez Wojtka ?


Andrzej ! ….8:15 wstawaj…OK. Wojtek, już się podnoszę. Kawa jest gotowa, gorące parówki oddają nadmiar ciepła na stole, wiecie co? Dzisiaj zrobię na obiad to i tamto, musimy kupić takie i takie produkty…to właśnie Wojtek. W pracy jest super, szybko myśli i jeszcze szybciej pracuje…po pracy następuje niesamowita transformacja, jest jak wiecie dyrektorem kuchni i nikt nie jest w stanie zagrozić jego pozycji J

Zacząłem się bać, że kiedyś się obudzę w domu i kiedy Violetta poda mi kawę rano powiem, że Wojtek robi lepszą ?

Truskawki…, cały czas od kiedy przyjechaliśmy czułem cyklicznie zapach truskawek. Pomyślałem, że któryś z Rosjan używa jakichś gównianych truskawkowych perfum. No cóż, jak to mówią co kraj to obyczaj, nie będę pytał, nie żeby ten zapach był jakiś drażniący no ale jednak był i pojawiał się znienacka. Trochę to trwało zanim spostrzegłem, że te nie wiadomo skąd truskawki to dymki puszczane przez Wojtusia z magicznej fajki. Tak, tak, ma swoje ciemne strony, pali elektryczną truskawkową faję.

Asiu, masz w domu skarb więc dbaj o niego bo Ci go porwiemy na długo J Jak go oduczysz palić te truskawki ….jest nasz.
Śniadanko ,już  nerwowo ...coś długo trzeba czekać...
 

Nie nerwowo, Panowie, nie nerwowo proszę

Jutro do domu !


Każdy kiedyś był poza domem dłużej lub krócej, częściej lub rzadziej. Ja niestety w całym życiu byłem częściej i dłużej. Czy to dobrze ? Zapytajcie mojej żony i syna. No teraz syna nie pytajcie bo pewnie jest w większym komforcie jak starego nie ma w chacie ale jak był mniejszy moja w domu nieobecność z pewnością nie pomogła w naszych stosunkach. Są to straty nie do odrobienia i niech to będzie przestrogą dla każdego młodego taty, każdy stracony dzień jest „ NIEDOODROBIENIA” . Truję do znudzenia Adasiowi, który ma małych synków, żeby kombinował czas dla tych smyków, jak najwięcej czasu…nie ma za co Olu J

Co do żony to są dwie teorie, można by rzec, że kiedy jesteś na co dzień w domu przestajesz doceniać to co masz, siedzi w głowie taka myśl żeby gdzieś wyjechać i wyrwać się z codzienności szarej. Z tęsknotą patrzysz na kumpli, którzy wyruszają w podróże, służbowe nawet ale jednak to podróże. Coś w tym jest, zdrowo od czasu do czasu gdzieś wyskoczyć żeby zatęsknić za rodziną no i oczywiście, żeby rodzina miała szansę zatęsknić za Tobą. No ale pogadaj z tymi, którzy często przebywają poza domem. Generalnie jest do bani. Zapytajcie mnie. Naprawdę jest do bani.

Właściwie opisując teorię pierwszą napisałem o drugiej czyli przyjmujemy zasadę, że wyjeżdżać tak ale nie za często i nie na długo.

 Są różne formy nostalgii, która dopada człowieka daleko od domu , lampisz się na zdjęcie żony ( lub zamiennie kochanki J ) i myśli, które przemykają w głowie są raczej niecenzuralne, czasami nerwy takie że byś lał wszystkich wokół, no różnie bywa, różnie. Ten czas, który tu spędziliśmy jest zbyt krótki żeby popaść w jakieś psychiczne doły a poza tym nieźle ekipa się dobrała i jeden od drugiego może liczyć na wsparcie…no i psa mamy a wiadomo, pies to najlepszy przyjaciel człowieka J

Tak jak pisałem ten wyjazd jest niezbyt długi i dla większości niezbyt częsty ale odległość spora  więc tęsknota silna. Uważajcie dziewczyny, pistolety naładowane więc wyciągajcie z szaf najlepszą bieliznę i warzcie strawę dla swoich bohaterów, którzy wracają z tarczą z odległych wschodnich rubieży.

Niebawem przybywamy !!!


Jak widać już sprzątamy i do domku
 

środa, 1 kwietnia 2015

1 kwietnia 2015


Drodzy przyjaciele skąd tylko jesteście. U nas wszystko w porządku. Nie chce nam się stąd wyjeżdżać. Nie tęsknimy do domów, Pogoda super, wszystko generalnie jest super poza ty że :

Adam do wczoraj urósł 30 cm.
 

Wojtek całą noc siedział w bani ale nie mógł się rozgrzać więc nie zdjął ubrania.
 

Grzegorz zapatrzył się w jeden punkt i nie ocknął się do tej chwili.
 

Ja zjadłem kwiatek Babci Gieni na śniadanie
 

A Wowce przykleił się telefon do ucha
 

…a poza tym wszystko gra…tyle, że dzisiaj 1 kwietnia.