Pierwsze niespodzianki zgotowała nam granica, Adaś miał
ogromne ilości narzędzi, które są niezbędne do uruchomienia lasera więc
zapakowaliśmy je do busa i na żywca próbowaliśmy szturmem wedrzeć się na
Białoruś. Pokonały nas dwie młode dziewczyny w mikro budce na granicy. Do
pomocy wezwały dodatkowego funkcjonariusza w czapce wielkości lotniska. Okazało się, że nie ma szans przewieźć tych
gratów bo po pierwsze nie ta kolejka ( trzeba przejechać granicę jak
ciężarówki…postać ze dwa dni ) , a po drugie nie można i już. Sprawy wszelkie można
załatwiać na wiele sposobów ale jest jeden, najstarszy i pewny…błagaliśmy na
kolanach. Pomogło, pojechaliśmy dalej.
Droga bez niespodzianek, pogoda ok, kilometry szybko minęły
i wieczorem ( po ok. 12-13 godzinach jazdy ) dotarliśmy do celu naszej podróży
czyli do miasta Torżok. Czekał na nas Stanisław z którym wcześniej zapoznałem
się w Polsce. Szybko do domu, opisze go później, zostawiliśmy jeden samochód,
busem do Firmy, tam poznajemy Wowkę, który zajmuje się załadunkami i
rozładunkami samochodów, potem do sklepu i z powrotem do domu.
Wieczorem po kieliszku wódeczki na rozluźnienie mięśni po
podróży i z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku do łóżek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz